Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 1 sierpnia 2025

Wielkie Piątunio

    Dziś jest szczególny dzień. To ostatni dzień w pracy przed urlopem. To taki Wielki Piątek – niby zwykły piątek, piąteczek, piątunio, ale jaki długi weekend! Zamiast dwóch dni, dwa tygodnie!

     Dlatego wieczorem zostanie należycie uczczony. Wzniesiemy oboje toast za to, że go wreszcie doczekaliśmy. Toast zostanie wzniesiony naszym ulubionym koktajlem: szampanem z truskawkami. Znaczy, no, bez przesady, nie Szampanem, tylko jakimś innym winem musującym. Może być Prosecco (Dreamu, może być? Czy nie?).

     Od jutra czeka nas szał przedwyjazdowych przygotowań. Nie tylko pakowanie. Również przygotowanie samochodu, który trzeba odkurzyć, wyszorować z pozostałości po gołębiej działalności wywrotowej oraz opróżnić z rzeczy zbędnych. Na przykład, koszyczka na działkę, bo zabiera za dużo miejsca. Odkurzacz też niepotrzebny, można zostawić w domu. Skrobaczka do szyb chyba też nie będzie potrzebna? No, jeszcze tankowanie do pełna, sprawdzenie poziomu oleju i innych płynów ustrojowych oraz pobieżny przegląd. A potem zapakuje się go do ostatniego wolnego centymetra sześciennego „wyłącznie niezbędnymi rzeczami”, z których mniej więcej 90% w ogóle nie zostanie rozpakowane. No, ale kierownikiem logistyki jest Koleżanka Małżonka, a ja odpowiadam jedynie za środki transportu.

     A w poniedziałek rano wsiadamy do bolidu F1 Rekina* i po szybkim wyjeździe z alei serwisowej parkingu ruszamy w trasę. Kierunek: Gdańsk! Realizujemy plan A, czyli jazda na jeden pitstop. No, chyba, że będzie konieczny jeszcze jeden na przykład, jak zacznie padać i konieczna będzie wymiana opon na deszczowe.

     To było świeżo po ślubie, gdy zapisaliśmy się na wycieczkę autokarową na wybrzeże. Wtedy ujrzeliśmy Gdańsk po raz pierwszy – i zakochaliśmy się w tym mieście. Bywamy tam bardzo często i dobrze się tam czujemy.

     Oczekiwania mam ogromne:

     - plażowanie w Jelitkowie, albo Brzeźnie,

     - łażenie bez celu po mieście i radowanie się tym faktem,

     - wizyta w jakiejś miłej knajpce, żeby zjeść coś pysznego i wypić zimne piwko dla ochłody,

     - ewentualnie po kieliszku słynnego likieru Goldwasser dla rozgrzewki (pogoda bywa kapryśna),

     - odwiedzenie muzeum bursztynu – bo tylko tam prezes IPN nie namieszał,

     - wizyta na Ołowiance i – kto wie – może da się Koleżankę Małżonkę namówić na Diabelski Młyn?

     - jak będzie chłodno, wspomożenie Ukrainy, poprzez wizytę w Pijanej Wiśni (robią pyszną wiśniówkę, choć nie tak pyszną jak moja),

     - wizyta w Gdyni na Skwerze Kościuszki i przywitanie się z Darem Pomorza,

     I co tylko przyjdzie nam do głowy.

     No wiem, prognoza pogody nie wygląda dobrze – ale na pewno się pomylili. Zawsze się mylą.

     A ponieważ nie mam laptopa, a ekran dotykowy to wynalazek Szatana, nie będę obecny w sieci przez najbliższe dwa tygodnie. Przeczytać dam radę – ale napisać już nie.

    Zatem, do zobaczenia, moi Kochani!

    Znaczy, do zobaczenia od poniedziałku. Jeszcze przez weekend będę.

_______________

     *Rekin – takie imię nosi mój samochód i nie dlatego, że dużo żre, tylko ze względu na fizycznie podobieństwo. Taki jakiś rekini ma ten pysk…



P.S. Ma ktoś pomysł, jak przekonać Kolumbusa, żeby został w domu?

poniedziałek, 28 lipca 2025

Lanie wody

     Wczoraj cały dzień lało.

     Dzisiaj cały dzień leje.

     Nic nie wskazuje na to, żeby jutro miało się coś zmienić.

     I nie chodzi o sam deszcz – deszcz jest potrzebny. Ale tylko wtedy, gdy deszcz pada. Ewentualnie gdy siąpi.

     A tu ani nie siąpi, ani nie pada, tylko zwyczajnie leje...

      Wczoraj straż pożarna nie miała chwili oddechu. Bez przerwy było słychać syreny. Dziś raczej lepiej nie będzie. Przeciwnie, zgromadzona woda zacznie się w niektórych miejscach przelewać. Kanalizacja nie jest w stanie odprowadzić takiej ilości wody. Gdy ją budowano, miasto było o wiele mniejsze i mniej było miejsc zadaszonych, wybrukowanych, czy wręcz zalanych betonem. Dziś ta instalacja musi zbierać wodę ze znacznie większego obszaru. I w przypadku szczególnie intensywnych opadów, nie daje rady. Ukształtowanie terenu też nie pomaga – u nas płasko jak na stole, żadnego pochylenia, żadnego miejsca, w które woda mogłaby spłynąć. Rzeka jest, ale mała i płynie obrzeżami miasta. Środkiem płynie jedynie deszczówka, a i to leniwie, powoli, bo woda po płaskim terenie nie lubi się spieszyć.

     Co ciekawe, najszybciej podtopienia występują wokół Urzędu Miejskiego. Tam chyba jest najniższy punkt, chociaż trzeba ulewy, aby to zauważyć. W tamtym miejscu, kilka lat temu, jadąc rowerem po chodniku (bo szosa okazała się za głęboka) regularnie zanurzałem stopy w wodzie po kostki – raz lewą, raz prawą. Tak się wtedy jechało! Powoli, bo woda stawiała opór, ale wytrwale naprzód. I by się jechało jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w tej berbelusze nic nie było widać – no i nie zauważyłem krawężnika przy trawniku (samego trawnika zresztą też). Koło mi utknęło, rower stanął, a ja na szczęście zdążyłem z niego zeskoczyć – w wodę niemal po kolana. Spodnie dało się później odratować. Buty już nie.

     Urząd graniczy z parkiem, a w parku jest spory staw. Po takich ulewach, zwykle obok stawu tworzy się drugi, nieco płytszy, w miejscu, które na co dzień robi za rozległy trawnik. Na tym trawniku zwykle dzieci bawią się piłką, albo zakochane pary rozkładają na trawie maty, czy bluzy i siadają na nich, zamierając w bezruchu, przytulone do siebie, ciesząc się chwilą… Czasami, gdy miasto organizuje jakiś festyn, to właśnie tam. Rozkłada się tam „hopsalnie”, stoiska z lodami, czy ruszty z przekąskami. No i obowiązkowe stoiska z tandetą, w postaci plastikowych karabinów, sercokształtnych baloników, napełnionych helem i innych zabawek Made in China.

     No, ale teraz co najwyżej będą tam spacerować kaczki. I to nie na piechotę – muszą pływać. Ale i tak są wniebowzięte, bo mają tam darmowe jacuzzi. Na takiej dużej łące zawsze jest pełno norek kretów, myszy, ryjówek, świerszczy, mrówek i innych stworzeń, o których pewnie nawet nie słyszałem. I te norki, zalewane wodą, wypuszczają z siebie bąbelki powietrza, bezlitośnie topiąc zamieszkujące je stworzenia. Tylko kaczki mają radochę, bo bąbelki łaskoczą je po kuperkach.

     A wystarczyłoby zrobić nieskomplikowane połączenie z pobliskim stawem i woda mogłaby spłynąć…

     No, ale skoro najwyższym samorządowym urzędnikom nie przeszkadzają nawet zalane samochody na parkingu przed urzędem (w większości ich własne!), pływające teczki w podziemnych archiwach, czy brak możliwości wydostania się z miejsca pracy po skończonym urzędowaniu, to co ja będę głos zabierał? Widocznie ich to nie obchodzi, więc nic nie zamierzają z tym zrobić.

     W zeszłym roku Drugorodny musiał zawrócić ciężarówką, bo nie mógł przejechać. Wprawdzie kilka godzin później ja już przejechałem osobówką, ale i tak świadczy to o tym, jak namieszać potrafi powódź błyskawiczna. Dziś wydaje się, że nie jest tak źle. No, ale to jeszcze nie koniec.

     Jeśli do jutra przestanie lać, pojadę do pracy rowerem. Przez park. Obejrzę sobie ten drugi staw – bo to jednak staw okresowy i trzeba wykorzystać okazję. Może zaobserwuję jakieś nowe gatunki?